niedziela, 28 grudnia 2014

Shiseido Tsubaki Shining Conditioner (stara wersja) [recenzja+skład]

[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się nieznacznie różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Water, Sorbitol, Stearyl Alcohol, Dimethicone, Isopentyldiol, Dipropylene Glycol, Behentrimonium Chloride, Ethylhexyl Palmitate, Glutamic Acid, Hydrogenated Polyisobutene, Arginine, Aminopropyl Dimethicone, Hydroxyethyl Urea, Polysilicone-13, Steartrimonium Chloride, Camellia Japonica Seed Oil, PEG-90M, Lactic Acid, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Camellia Japonica Leaf Extract, Isopropyl Alcohol, Stearyl PG-Dimethylamine, Salicylic Acid, Ammonium Lactate, PPG-7/PEG-30 Phytosterol, Cetrimonium Chloride, Butylene Glycol, Tocopherol, Silica, BHT, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Fragrance, CI 17200 (Red 227), CI 19140 (Yellow 4).

Shiseido Tsubaki Shining jest drugą odżywką z serii, którą miałam okazję wypróbować. Wcześniej używałam Damage Care, a niedawno wreszcie w moje ręce wpadła Head Spa. W porównaniu z tymi dwoma wersja Shining niestety wypada najgorzej - choć początkowo zapowiadała się całkiem obiecująco. 

Ten rodzaj odżywki polecany jest głównie do włosów matowych i pozbawionych blasku. Akurat tego mi jeszcze jakiś czas temu brakowało - odżywka Damage Care co prawda świetnie nawilżała i chroniła wlosy przed łamaniem oraz rozdwajaniem, ale blasku niet - więc kupiłam tenże produkt. Tsubaki Shining ma nadać grzywie niesamowity blask oraz miękkość, wygładzić, nawilżać, odżywiać i generalnie sprawiać, żeby wszyscy naokoło robili "och" i "ach" na ich widok. 
Jak się jednak okazuje, po zastosowaniu Tsubaki Shining znajomi co najwyżej patrzą krzywo na Twoje kudły i pytają, co ci się stało, że masz takie matowe i suche końcówki (wzięte z autopsji). Aha.

Odżywka zawiera m.in.:
- argininę (naturalny aminokwas; nawilża, wzmacnia włosy i przyspiesza ich porost)
- mocznik (nawilża, regeneruje)
- olejek z nasion kamelii japońskiej
- kwas mlekowy (należy do grupy kwasów AHA; ma działanie nawilżające, złuszczające, odmładzające)
- ekstrakt z liści kamelii japońskiej 
- witaminę E (chroni komórki przed wolnymi rodnikami)
- filtr UV [Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine/ Tinosorb S - chemiczny] dla ochrony przeciwsłonecznej (zapobiega niszczeniu komórek melaniny).

Poniżej najnowsza reklama serii (no, akurat szamponów ;p), w której występuje m.in. Haruna Kojima, jedna z japońskich idolek oraz wokalistek mega-popularnej grupy AKB48:


Odżywka, którą używałam, miała 550ml pojemności - po jej zużyciu można zakupić tańsze opakowanie uzupełniające (400ml); dostępna jest również standardowa wersja 220ml. Opakowanie to starczyło mi na ok. 4~5 miesięcy. Wybaczcie te niezbyt fortunne zdjęcia >_<
 
Pompkę na czubku opakowania można zakręcić z powrotem, jeśli chcemy produkt zabrać gdzieś ze sobą. Na pewno nic się nie wyleje.

Sama odżywka jest nieco gęstej konsystencji ale jeśli nałoży się ją na włosy bez uprzedniego odciśnięcia resztek wody w ręczniku, to szybko spłynie do wanny. Pomimo silikonu wysoko w składzie nie ma się odczucia, jakbyśmy nakładali na kosmyki pastę silikonową, co uważam za plus.

Tsubaki Shining ma bardzo ładny zapach, coś w rodzaju miksu miodu i kwiatów. Lepszy od nieokreślonej woni Damage Care ale jednocześnie nie tak cudowny jak Head Spa, która i w tym aspekcie bije ją na głowę. Zapach utrzymuje się na włosach ale krótko, zaledwie kilka godzin. Co do działania, to produkt się nie popisał. Zamiast nadawać blask - matowi. Włosy wyglądają po niej bez życia. W dodatku jak lekko tłustawe strąki już na drugi dzień (normalnie tak nie mam). Nie chroni włosów tak dobrze przed łamliwością czy rozdwajaniem końcówek jak Damage Care. Uważam zakup tej odżywki za stratę czasu i pieniędzy. 

Cena/Pojemność: 
220ml - 9.60~49zł (ebay1/ebay2/ ebay3/rakuten1/ rakuten2/ berdever)
550ml - 25~89zł (ebay1/ ebay2/ebay3/rakuten1/rakuten2/ berdever)
400ml opakowanie uzupełniające - 20~60zł (ebay1/ebay2/rakuten1/ rakuten2/berdever )

piątek, 12 grudnia 2014

Limitowana edycja szamponu i odżywki Shiseido Tsubaki!

A co tu się porobiło? Limitowana edycja Shiseido Tsubaki! 

Nazywa się Fresh Pure Oil 2014 i zawiera wysokie stężenie oleju z kamelii, lecytynę, argininę, sorbitol, olejek rozmarynowy, ekstrakty z: soi, dziurawca, kwiatu rumianku, perełkowca (który pobudza włosy do wzrostu!), wyciągi z: tymianku wąskolistnego, skalnicy, japońskiej rośliny o nazwie ashitaba, a także liści i kwiatów kamelii, które to były zbierane tej jesieni (również przez pracowników Shiseido), a następnie zostały składnikami tejże serii (tak przynajmniej twierdzą na stronie ;p). Ma kwiatowy zapach. 
Nie wiem, jak Wy ale ja muszę dorwać odżywkę :D

wtorek, 9 grudnia 2014

Hada Labo Kiwamizu Lotion [recenzja+skład]

[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Water, Butylene Glycol, Alcohol Denat., Glycerin, Diglycerin, Copper Gluconate, Magnesium Aspartate, Zinc Gluconate, Calcium Chloride, Potassium Chloride, Sodium Chloride, Arginine, Betaine, Xanthan Gum, Polysorbate 20, Disodium Succinate, Succinic Acid, Methylparaben. 

Hada Labo Kiwamizu jest jednym z najnowszych produktów w ofercie firmy. Został wypuszczony na rynek w sierpniu 2014 i od razu wzbudził moje zainteresowanie - a jeszcze bardziej, gdy okazało się, że w składzie nie ma rzeczy powodującej u mnie wypryski, a która występuje w większości produktów HL. Zbiegło się to w czasie z momentem, gdy miałam wybrać produkty do przetestowania dzięki współpracy z Berdever - wybrałam więc tenże lotion jako jeden z kosmetyków, które powędrowały do paczki.

Opis Kiwamizu kusi, aby go wypróbować - zwłaszcza osoby z przetłuszczającą się i/lub wrażliwą cerą. Jest on lekkim lotionem, który dobrze nawilża, a jednocześnie nie pozostawia lepkiego, tłustego filmu. Ma on za zadanie balansować ilość składników mineralnych w skórze - stąd też w składzie 6 minerałów: miedź, magnez, cynk, wapń, potas, sód oraz 2 aminokwasy: arginina oraz betaina, które z kolei mają dogłębnie nawilżać. Produkt ma odczyn lekko kwasowy. Jest bezzapachowy (ja jednak czuję typową dla lotionów delikatną, przyjemną woń), bezbarwny (nihil novi) i nietłusty. Producent zaleca wklepywać go dłońmi po uprzednim umyciu twarzy ale w moim przypadku poskutkowało to ubywaniem produktu w zastraszającym tempie; przerzuciłam się więc na waciki, co było dużo wygodniejsze. Dopiero na końcu ewentualnie pomagam mu się lepiej wchłonąć, wklepując resztki dłońmi. 

Wersja, którą dostałam  - z uroczą Hello Kitty.
Lotion dostajemy w butelce z wytrzymałego plastiku o pojemności 180ml. Otwiera i zamyka się ją wygodnie na zatrzask, który nie psuje się podczas całego okresu używania kosmetyku. Zwracam na takie rzeczy uwagę, od kiedy zatrzask w opakowaniu Juju Moisture Lotion pękł po zaledwie 3 tygodniach -.- 
Jak widać, istnieją różne wersje butelki - jeszcze inną możecie zobaczyć u Pink Beauty Ninja (fajny blog, polecam! :D), która zresztą przestraszyła się, że dostała podróbę ;p Ale spokojnie, to po prostu różne wersje lotionu.

Standardowo otwór jest dosyć mały, więc nie ma obaw, że nam się przypadkowo naleje za dużo produktu. Mimo tego, zużyłam Kiwamizu w nieco ponad 2 miesiące, co jest moim osobistym rekordem :( Zazwyczaj lotiony starczają mi na 3~4 miesiące. 


Sam lotion jest w dotyku jak woda. Przy nakładaniu i rozsmarowywaniu cząsteczki rozpraszają się równomiernie po skórze, po czym produkt szybko i całkowicie się wchłania. Praktycznie nie zostawia żadnego filmu, żadnej warstwy. Nie ma po nim nawet śladu - oprócz uczucia natychmiastowego ukojenia i nawilżenia. Sami zobaczcie:
Kiwamizu dobrze spisuje się jako nocny oraz dzienny nawilżacz. Faktycznie jest bardzo lekkim, dobrym produktem dla tłustej cery. Przyniósł mi ukojenie, kiedy byłam chora i miałam podrażniony nos od częstego wycierania - nalałam trochę lotionu do buteleczki z atomizerem i psikałam na niego po każdym użyciu chusteczki. Dzięki temu skóra była cały czas nawilżona; uniknęłam też efektu renifera Rudolfa ;) Oprócz tego Kiwamizu jest delikatny, nie podrażnia, nie powoduje wyprysków.

A teraz o wadach. 
Nie wiem czemu ale ZAWSZE przy nakładaniu tego produktu musiałam raz porządnie kaszlnąć o_O Chyba alkohol zawarty w nim mi tak podrażniał płuca, że automatycznie musiałam zakaszleć, to było silniejsze ode mnie. Żaden inny lotion nie powodował u mnie czegoś takiego - a każdy, którego używałam, też miał alkohol wysoko w składzie. Dziwne.

Nałożony rano i pozostawiony sam sobie niestety nie zapobiega wydzielaniu sebum i świeceniu się cery. Co innego, jeśli nałożymy na niego np. matujący krem z filtrem lub cokolwiek odpowiedniego dla przetłuszczającej się skóry. 

Nawilżenie było wystarczające, dopóki nie przyszedł czas późnej jesieni, czyli suchego powietrza. Wtedy zauważyłam, że w ciągu dnia pojawia się trochę suchych skórek, którym Kiwamizu już nie daje rady. Wróciłam więc do gęstego, mocno nawilżającego Juju Moisture Lotion - którego używam tylko późną jesienią i zimą właśnie - od razu jest lepiej. Myślę więc, że produkt ten nie spełnia swojej roli podczas naszego sezonu grzewczego i trzeba go wtedy zastąpić czymś mocno nawilżającym.

Kolejna rzecz - od początku brakowało mi w tym produkcie kwasu hialuronowego. Mój lotion musi mieć kwas hialuronowy i basta. Tylko wtedy moja cera nabiera blasku, staje się super mięciutka (to się akurat Kiwamizu udało osiągnąć) i taka... "bouncy" (z ang. - sprężysta). Hada Labo dobrze nawilżał, dopóki nie nadszedł sezon suchego powietrza ale mimo tego nie dawał takiego efektu, jaki daje jakikolwiek inny lotion z hialuronem. Z tego też względu raczej go nie kupię ponownie; latem też mi się nie przyda bo używam wtedy kosmetyków, które o wiele lepiej hamują wydzielanie sebum. 
Podsumowując: produkt sam w sobie jest ok, spełnia obietnice ale ja mam inne wymagania. 

Produkt możecie kupić u Berdever TU ze zniżką 15% na kod "greentealovex".  
Dostępne jest także opakowanie uzupełniające o takiej samej pojemności.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Shiseido Aqualabel Wash EX [recenzja+skład]

[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Water, Glycerin, Stearic Acid, Myristic Acid, Potassium Hydroxide, Lauric Acid, PEG-8, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Glyceryl Stearate SE, PEG/PPG-14/7 Dimethyl Ether, Polyquaternium-39, Rosa Canina Fruit Extract, Sodium Hyaluronate, Hydroxyproline, Soluble Collagen, Panax Ginseng (Ginseng) Root Extract, Disodium EDTA, Butylene Glycol, Alcohol Denat., Methylparaben, Propylparaben, Phenoxyethanol, Fragrance, Iron Oxides.   

Minęły już ponad 2 miesiące, odkąd dostałam paczkę od Berdever dzięki nawiązanej z nią współpracy. Znalazła się w niej m.in. pianka do mycia twarzy Shiseido Aqualabel Wash EX z linii przeciwstarzeniowej. Jako, że produkt jest już na wykończeniu, to zabrałam się za pisanie recenzji. 
Przyznam się, że jestem lekko zdziwiona, że skończyła się tak szybko. Kiedyś miałam piankę Shiseido Perfect Whip o pojemności 120g, która starczyła mi na chyba nawet 7 miesięcy - Aqualabel ma 110g i kończy mi się po 2 miesiącach o_O Nie, nie zjadłam jej, za każdym razem stosowałam przepisowy 1cm paseczek produktu (no dobra, może trochę więcej ^^'). Tak się składa, że również i tonik Hada Labo dobija denka. Ale fakt, HL Kiwamizu używałam w niektóre dni częściej, niż 2 razy dziennie.

Dlaczego wybrałam Aqualabel? Jakiś czas temu czytałam recenzję m.in. pianki (wersji nawilżającej) u Black Cat, która była bardzo pozytywna, co zachęciło mnie do spróbowania produktów z tej linii. Zdecydowałam się jednak na wersję anti-aging. 
Ciekawostka: podczas szukania informacji na jej temat natrafiłam na komentarz jakiejś Azjatki, która napisała, że ona do takich tanich kosmetyków nawet z kijem by nie podeszła :P Chociaż wiem, że dziewczyny/panie ze Wschodu preferują drogie i porządne produkty (w sumie jest to logiczne) to mimo wszystko uśmiechnęłam się, widząc ten komentarz. A to dlatego, że jest to obecnie najlepsza pianka, jakiej używałam - choć używałam już droższych, choćby Elixir Superieur, która - mimo, że droższa - ma gorszy i bardziej ubogi w ekstrakty skład. Kolejny raz przekonuję się, że o kosmetyku nie świadczy jego cena, a skład.
Z drugiej strony czytałam gdzieś, że linia przeciwstarzeniowa Aqualabel zbiera wyśmienite recenzje wśród tajwańskich oraz japońskich celebrytów - i komu tu wierzyć :D? Ja ufam swojej skórze, która bardzo tę piankę polubiła ;)

Aqualabel Wash EX zawiera glicerynę, ekstrakt z dzikiej róży, nawilżający kwas hialuronowy, hydroksyprolinę (jeden z aminokwasów, główny składnik białka kolagenu - odgrywa znaczącą rolę w stabilności kolagenu; jego poziom obniża się wraz z wiekiem), kolagen i ekstrakt z korzenia żeńszenia. Według opisu ma oczyszczać i usuwać martwe komórki naskórka, pozostawiając skórę gładką i nawilżoną, zapobiegać jej przedwczesnemu starzeniu, a także wzmacniać jej elastyczność. 
Kosmetyk dostajemy w standardowej tubce z miękkiego plastiku,  która mieni się na złoto i jest zamykana na zatrzask.

Mam nadzieję, że zdjęcia są dobrej jakości? Robiłam je smartfonem bo przyszedł moment, w którym mój telefon robi lepsze zdjęcia, niż mój aparat (R.I.P Canon Ixus 80 IS).... A póki co, widoków na nowy, lepszy nie mam bo muszę oszczędzać na inne, nie cierpiące zwłoki sprawy :(
Producent deklaruje, że zapach jest jaśminowo-różany ale dla mnie pianka delikatnie pachnie woskiem pszczelim - co mi się bardzo podoba bo jak dotąd żadna, której używałam, nie pachniała. Produkt jest konsystencji kremowej, bardzo dobrze się pieni. 

 
 
Tutaj chciałabym wspomnieć o tym, jak myję twarz. Na stronie Aqualabel jest fajny obrazek wskazujący, na które jej partie w szczególności zwrócić uwagę podczas czyszczenia. Moim zdaniem jest to istotne, zwłaszcza w przypadku cer tłustych i/lub ze skłonnością do wyprysków/zaskórników. Po tym, jak zaczęłam trzymać się tego schematu, zauważyłam o wiele mniej podskórnych grudek i zaskórników w tychże miejscach:

http://www.shiseido.co.jp/sw/products/SWFG070410.seam?online_shohin_ctlg_kbn=2&shohin_pl_c_cd=019101
Żeby włosy nie wchodziły mi w paradę, kupiłam sobie ze 2 lata temu miękką opaskę Innisfree (ale można taką kupić wszędzie, choćby w Rossmannie), która trzyma kosmyki w miejscu, dzięki czemu można się bez przeszkód maziać do woli w najodleglejszych kątach facjaty. Na czole i policzkach zaleca się stosować okrężne ruchy w kierunku zewnętrznym - przy policzkach należy jednak uważać ze względu na delikatną skórę wokół oczu. Przy oczach używam palców serdecznych, stosując delikatny ruch wymiatający, również w kierunku zewnętrznym. Następnie podkładam złączone dłonie pod strumień lekko chłodnej wody i ochlapuję twarz, jednocześnie rozdzielając dłonie w kierunku na zewnątrz twarzy (często można zaobserwować ten sposób w koreańskich dramach :p),  starając się jej nie dotykać. Resztki pianki bardzo łatwo i szybko schodzą, dzięki czemu czynność ta nie wymaga tarcia czy naciągania skóry. To jest ogromna zaleta pianek - z żelami do twarzy takie coś nie przejdzie. Na końcu osuszam cerę, delikatnie przykładając (nie pocierając!!) mały ręczniczek, czasem ręcznik papierowy. Et voilà.

Okazało się również, że pianka ta (pewnie każda inna azjatycka też) daje sobie radę z usuwaniem filmu po olejach do demakijażu. Tego roku po raz pierwszy przyszło mi używać olejów, które zostawiają film nawet po ich spłukaniu (Cow Mutenka i Shu Uemura Porefinist). Żel do mycia twarzy Tołpa nie dawał sobie z nim rady, wskutek czego zaczęło mi przybywać zaskórników. Po użyciu Aqualabel okazało się, że zmywa resztki filmu po olejach bez śladu, co mnie bardzo ucieszyło bo oznaczało to, że nie muszę się ich pozbywać. Pianka zostawia skórę czystą i miękką, nie ma na niej oznak wysuszenia. Używam jej zarówno rano, jak i wieczorem. 
To bodajże jedyny kosmetyk z paczki, w którym nie mam się do czego przyczepić. Jest moim aktualnym numerem 1, do którego będę chętnie wracała - ale nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała kolejnej rzeczy ;) Dlatego też w moich ostatnich zakupach kosmetycznych znalazła się wersja nawilżająca (czerwona) i to jej będę teraz używać. Jestem ciekawa, która z nich okaże się lepsza.

Piankę możecie oczywiście nabyć w sklepie Berdever TU, ze zniżką 15% na kod "Greentealovex".

Denko maj 2015

Miesiąc maj już minął (co prawda 2 tygodnie temu ale kto tam by się czepiał szczegółów), a zatem pora na kolejne denko. Zebrało się kilka r...