czwartek, 22 stycznia 2015

Shu Uemura Porefinist Anti-Shine Fresh Cleansing Oil [recenzja+skład]

SKŁAD/INCI: Ethylhexyl Palmitate, Isopropyl Myristate, Caprylic/Capric Triglyceride, Polyglyceryl-6 Dicaprate, Dicaprylyl Carbonate, Polyglyceryl-10 Dioleate, Phenoxyethanol, Polybutene, Polyglyceryl-2 Oleate, Dicaprylyl Ether, Tocopherol, Squalane, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Oil, Menthoxypropanediol, Carthamus Tinctorius (Safflower) Oil, Capryloyl Salicylic Acid, Propylene Glycol, Capryloyl Glycine, Sarcosine, Prunus Cerasus (Wild Cherry) Extract, Cinnamomum Zeylanicum (Ceylon Cinnamon) Extract, Prunus Yedoensis (Yoshino Cherry) Leaf Extract, Parfum.

Według azjatyckiego podejścia do pielęgnacji cery porządne oczyszczanie twarzy to absolutna podstawa. Jeśli skóra nie jest dogłębnie oczyszczona, nie będzie wchłaniała dobroczynnych składników z kosmetyków tak dobrze, jakby mogła. Poza tym nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że zalegający brud, pot i sebum powodują zapchanie porów i powstanie zaskórników, co szczególnie łatwo przychodzi osobom z tłustą czy mieszaną cerą.  Przyczynia się to choćby do utraty blasku czy przejrzystości - cera wygląda na zmęczoną i ziemistą. Według cytatu ze strony Shu, którego autorem jest Kakuyasu Uchiide (ich międzynarodowy dyrektor artystyczny), "Oczyszczanie to pierwszy krok do posiadania cery w najlepszym możliwym stanie; jest on niezbędną częścią makijażu" [luźne tłumaczenie]. Panu chodzi o to, że żaden makijaż nie wygląda ładnie, gdy skóra ma powiększone, a co gorsza zapchane, pory - a olej Shu oczywiście ten problem rozwiązuje ;D

W Azji popularna jest technika podwójnego oczyszczania, w której często wykorzystywane są: olej, a następnie pianka. I ja właśnie tych dwóch typów produktów używam :) 
Kilka miesięcy temu miałam okazję rozpocząć testowanie oleju Shu Uemura Porefinist dzięki współpracy z Agą i jej sklepem Berdever. Dzisiejszy post będzie więc niejako podsumowaniem tego czasu - a na końcu ujawnię, co myślę o kosmetyku.



Porefinist jest reklamowany jako lekki, nietłusty olej przeznaczony do cery tłustej (niemalże masło maślane ;p), likwidujący zaskórniki, zmniejszający pory oraz produkcję sebum. Blogger nie pozwala mi znaleźć filmiku reklamującego olej na dostępnej liście, więc wrzucę go "luzem", o tu: https://www.youtube.com/watch?v=xFwxrafdcfo. Olej nadaje się również do skóry wrażliwej (wg producenta). Jest niekomedogenny.

Najbardziej "rozdmuchanym" przez reklamy/blogerki składnikiem oleju jest wyciąg z liści sakury (japońskiej wiśni) ale to nie on gra tu główne skrzypce; poza tym i tak jest niemalże na samym końcu składu. Praktycznie każdy ekstrakt lub składnik o dobroczynnych właściwościach występuje tutaj w ilości poniżej 1%, więc nie ma się czym ekscytować ;) Ale dla porządku wymienię, co jeszcze tu mamy: witaminę E, olej jojoba, olej z krokosza barwierskiego, kwas kapriolowo-salicylowy (LHA), a także ekstrakty z: dzikiej wiśni, cynamonu cejlońskiego oraz wspomnianej już wiśni japońskiej. Dzięki działaniu LHA następuje lepsze wchłanianie substancji aktywnych zawartych w kosmetykach; działa on także przeciwzapalnie i antybakteryjnie, sprzyja więc procesowi gojenia się wyprysków i podrażnień na cerze trądzikowej.
Teraz mała, dodatkowa uwaga na jego temat ;) Na kartoniku jest napisane, że produkt został przebadany okulistycznie. Ok ale.... powiem tak. Nie róbcie tego błędu, co ja  i nie używajcie go do usuwania makijażu oczu!!!   
Ja tak zrobiłam. 
Auć. 
Oczy jeszcze przez tydzień dochodziły do siebie... Ponadto musiałam wypłukiwać resztki oleju wywarem ze świetlika przez cały następny dzień bo podrażniał mi gały ;) No i nie powinny go używać osoby uczulone na aspirynę.

Produkt dostajemy w fajnym, papierowo-plastikowym kartoniku, w 70% z recyklingu (przepraszam, zdjęcia nie ma). Ja wybrałam sobie pojemność 150ml ale jest też dostępny w 450ml butelce.

Opakowanie jest śliczne moim zdaniem :D Bardzo podoba mi się ten odcień różu, nawiązujący zapewne do sakury. Jest ono zrobione z wytrzymałego plastiku. Pompkę można zakręcać, co blokuje przepływ kosmetyku ale wadą jest to, że w podróży może się ona sama przekręcić i produkt się wyleje. Przydałby się klips zabezpieczający, jak w innych olejach. W produkcie za taką cenę powinni się o to postarać. Na początku miałam lekki problem, żeby przyzwyczaić się do odpowiedniej metody nacisku i za każdym razem strumień oleju szybował w tempie światła na drugą stronę łazienki, rozchlapując się o ścianę nad wanną (dobrze, że farba jest wodo- i olejoodporna!). Szybko jednak wypracowałam sobie odpowiednią metodę - najlepiej jest wziąć butelkę do ręki i wolno, ostrożnie nacisnąć, a wtedy spokojnie można sobie nalać odpowiednią ilość w zagłębienie drugiej dłoni. 

Było mi trochę trudno przyzwyczaić się również do konsystencji oleju. Ja bardzo lubię wodniste oleje ale ten jest jeszcze bardziej rzadki, niż FANCL! Z tym jednak też się prędko uporałam, więc już nigdzie nie ścieka ;D Muszę przyznać, że to ideał dla tłustej cery. Potwierdzam, że nie zapycha. No i pięknie pachnie sakurą :))) 

Strzelenie tej foty graniczyło niemalże z cudem ;p
Przejdźmy zatem do relacji z tego, jak olej się spisuje.
No więc upaćkałam się: korektorem Lioele, mega-wszystkoodpornym tuszem Fasio, wodoodpornym eyelinerem Creer Beaute, cieniami Rimmel oraz kremem BB Holika Holika Luminous Silk. Zostawiłam na jakieś 10-15 minut do wyschnięcia.
 
A tu olej wkracza do akcji. Korektor, cienie i BB poległy od razu w pierwszym starciu.

 Ciąg dalszy masakry na kosmetykach. Tusz oraz eyeliner ciągle się opierają.

Następuje moment emulsyfikacji oleju wodą! Czy naszemu bohaterowi uda się pokonać tusz i eyeliner....?

Ta-daaaaaa! Zwycięstwo! :D

Porefinist bardzo dobrze oczyszcza - mimo używania zapychającego filtra, pory były za każdym razem czyste, wymiatał wszystko [przypominam, że ten olej trzeba po wstępnym masażu dokładnie zemulsyfikować wodą i dopiero potem spłukać]. Wizualnie trochę je zmniejsza, mam wrażenie, że przez ostatnie kilka miesięcy generalnie się nieco skurczyły - zaskórników też jest o wiele mniej - ale nie wiem, na ile to zasługa oleju, a na ile innych kosmetyków.  Będąc super-skutecznym jest jednocześnie delikatny dla cery; ma się po nim uczucie jedynie delikatnego ściągnięcia ale nie wysuszenia. Wpływu na wydzielanie sebum nie zauważyłam. Dzięki zawartości kwasu LHA pomaga pozbyć się większości suchych skórek - choć gdy nadchodzi suchy sezon grzewczy, nie do końca je wymiata. 
Jedna mała wada: olej zostawia film po spłukaniu. Mi to jednak nie przeszkadza, gdyż zaraz idzie w ruch pianka, która pozbywa się go bez problemu (i śladu).


Podsumowując, olej mi się bardzo spodobał i wskoczył do top czwórki moich ulubionych olejów, obok FANCL, Shu Uemura Anti/Oxi oraz Cow Mutenka. Jest lekki, porządnie oczyszcza i relaksuje dzięki zapachowi sakury ^^ Do zmycia makijażu oczu i tak zawsze używam Biodermy Sensibio plus delikatniejszych olejów, więc nie przeszkadza mi fakt, że z tym produktem oczy lepiej omijać ;)

Olej można kupić TU w sklepie Berdever.

sobota, 10 stycznia 2015

Kod rabatowy ważny tylko do poniedziałku!

Hej! :)

Wszystkim zainteresowanym zakupami u Berdever ze zniżką 15% chciałabym poinformować, że kod "greentealovex" jest ważny jeszcze tylko do poniedziałku.
Miłego wieczoru!

piątek, 9 stycznia 2015

Sulwhasoo Essential Rejuvenating Eye Cream [recenzja+skład]

SKŁAD/INCI: Ophiopogon Japonicus (Mondo Grass) Root Extract, Glycyrrhiza Uralensis (Chinese Licorice) Root Extract, Butylene Glycol, Water, Betaine, Jojoba Esters, PEG-75, Glycerin, Biosaccharide Gum-1, Hydrogenated Poly(C6-14 Olefin), Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Dimethicone, Hydrogenated Olive Oil Lauryl Esters, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Camellia Sinensis Leaf (Green Tea) Extract, Paeonia Albiflora (White Peony) Root Extract, Nelumbo Nucifera (Lotus) Seed Extract, Polygonatum Officinale Rhizome/Root Extract, Lilium Tigrinum (Tiger Lily) Flower/Leaf/Stem Extract, Rehmannia Glutinosa Root Extract, Chrysanthemum Morifolium (Florist's Daisy) Flower Extract, Paeonia Suffruticosa (Tree Peony) Root Extract, Citrus Unshiu (Japanese Mandarin) Peel Extract, Adenophora Stricta Root Extract, Lycium Chinense (Goji Berry) Root Extract, Coix Lacryma-Jobi Ma-Yuen (Job's Tears) Seed Extract, Angelica Tenuissima Root Extract, Honey, Hydrolyzed Red Ginseng Saponins, Portulaca Oleracea (Common Purslane) Extract, Angelica Acutiloba Root Extract, Panax Ginseng (Ginseng) Root Extract, Beta-Glucan, Cnidium Officinale Root Extract, Paeonia Lactiflora (Chinese Peony) Root Extract, Borago Officinalis (Starflower) Seed Oil, Cyclopentasiloxane, Polyglyceryl-10 Stearate, Cetearyl Alcohol, PEG-40 Stearate, Cyclohexasiloxane, Methoxy PEG-114/Polyepsilon Caprolactone, Hydrogenated Lecithin, Arachidyl Alcohol, C12-16 Alcohols, Propanediol, Behenyl Alcohol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Arachidyl Glucoside, Palmitic Acid, Ethylhexylglycerin, Disodium EDTA, Triethanolamine, Phenoxyethanol, Fragrance.

Część z Was pewnie pamięta ten niezbyt przyjemny moment, kiedy po raz pierwszy zauważyła, że pod oczami namnożyło się trochę za dużo drobnych linii, lub wręcz zmarszczek. Kiedy ja zaczęłam zauważać pierwsze drobne linie pod oczami - co mnie wkurzyło - uznałam, że czas zaatakować czymś porządniejszym, niż tylko krem nawilżający. Przez to właśnie zaczęłam grzebać nieco głębiej w odmętach internetu, aż dotarłam do kremu pod oczy Sulwhasoo (a raczej jego próbek). To była chyba moja pierwsza styczność z wysokopółkowymi koreańskimi kosmetykami. Teraz z perspektywy czasu wiem, że powinnam była zacząć używać kosmetyków typu anti-aging dużo wcześniej; tak samo z filtrami. Niestety, kilka lat wstecz jeszcze nie miałam pojęcia o czymś takim, jak azjatycka pielęgnacja i nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo istotna jest ochrona przeciwsłoneczna. No ale trudno się mówi, czasu się nie cofnie. Można tylko starać się pielęgnować w chwili obecnej swoją skórę najlepiej, jak potrafimy. 
Tyle tytułem wstępu o tym, co skłoniło mnie do rozszerzenia pola kosmetycznych poszukiwań w kierunku koreańskich kosmetyków, które kosztują majątek (ale na szczęście można ich używać za dużo mniej). 

Sulwhasoo to koreańska marka specjalizująca się w ekskluzywnych ziołowych kosmetykach wytwarzanych z użyciem ekstraktów z całego mnóstwa ziół i roślin, uwzględniająca w większości swoich receptur  żeńszeń. Korzeń ten był pierwszym składnikiem kosmetyków w czasach początków firmy i to na jego dobroczynnych właściwościach opierało się działanie ówcześnie produkowanego pierwszego kremu w historii marki. 
Nie inaczej jest z Essential Rejuvenating Eye Cream. Jest to krem pod oczy z podstawowej linii nawilżającej, zawierający zioła lecznicze. 
Według producenta kosmetyk ten redukuje zmarszczki i drobne linie wokół oczu. Według mnie nie. Uważam, że nadaje się bardziej do użytku jako produkt zapobiegający pierwszym objawom starzenia, aniżeli je naprawiający. Dlatego też w moim przypadku się nie sprawdził. 
Idąc dalej za opisem - krem ma rewitalizować skórę, redukować bruzdy oraz minimalizować cienie i obrzęki.  Głównymi składnikami kosmetyku są:
* 6-letnie saponiny czerwonego żeńszenia, ekstrakt z chryzantemy, miód (wspomagają cyrkulację krwi w skórze);
* ekstrakty: z zielonej herbaty, adlay oraz jagód goji (przeciwutleniacze; zwalczają wolne rodniki oraz zapobiegają starzeniu się skóry)
* ekstrakt z korzenia chińskiej lukrecji (mają właściwości rozjaśniające oraz zapobiegają przebarwieniom). 
Oprócz tego (jak widać) krem zawiera jeszcze wiele ekstraktów ale błagam, nie każcie mi ich wszystkich wypisywać :P

Z drogimi koreańskimi kosmetykami jest taka fajna sprawa, że wszystkie można kupować w próbeczkach ;D Dzięki temu zwykły śmiertelnik może używać ekskluzywnych kosmetyków, nie idąc za każdym razem z torbami. Próbki można kupić zarówno u sprzedawców na Ebay'u, jak i w niektórych sklepach internetowych (Gmarket, RoseRoseShop, Tester Korea, itp.). Przykładowo, zamiast przepłacać niemalże 300zł za 100ml luksusowego opakowania esencji sum:37 Secret Programming, możemy dostać 10ml w 10 saszetkach za....32zł. Oczywiście trzeba wtedy uzupełniać zapasy dosyć często - ale o wiele więcej ludzi stać na jednorazowy wydatek 32zł, niż 300, dzięki czemu mogą oni używać takich kosmetyków. Odpowiednik tych 100ml w saszetkach będzie nas kosztował ok. 140zł - czyli wychodzi na to, że 160zł tak naprawdę płaci się za ekskluzywnie wyglądającą butelkę. Kolejny przykład: 40ml buteleczki esencji White Plus Renew Laneige nie znajdziecie nigdzie poniżej 140zł. Natomiast kupując 4 próbki w małych, 10ml plastikowych opakowaniach z wygodnym dozownikiem wydamy tylko ok.36zł. Taka sama ilość produktu o 104zł taniej - to robi różnicę!! Moim zdaniem takie próbki z dozownikami są nawet lepsze i bardziej przydatne, niż duże, ciężkie opakowania, których raczej nie wzięlibyśmy ze sobą w podróż. 
Takie próbki kremu Essential Rejuvenating z dozownikiem (nie lubię saszetek) upatrzyłam sobie właśnie na Ebay, po czym kupiłam 3 sztuki.

Po 3.5ml każda.


Dozownik.

Po wyciśnięciu odrobiny kremu trochę pożałowałam zakupu, ze względu na intensywny ziołowo-żeńszeniowy zapach. Uch. No ale jakoś się przełamałam - w końcu efekty ważniejsze!
Krem ma lekką, średnio gęstą konsystencję; daje się go bezproblemowo i gładko rozprowadzić palcami.




A oto schemat wyjaśniający, jak najlepiej wklepywać kosmetyk (ze strony producenta):


Żródło: http://www.sulwhasoo.com.sg/en/product/Essential_Rejuvenating_Eye_Cream
Krok 1) Zamknij oczy, a następnie używając środkowego oraz serdecznego palca masuj skronie ruchami w górę i dół, aby ulżyć oczom. 
Krok 2) Uciskaj kciukiem oraz palcem wskazującym wzdłuż linii brwi, aby rozluźnić mięśnie się tam znajdujące.
Krok 3) Używając palców wskazujących, delikatnie uciskaj nimi punkty wzdłuż linii brwi, w zewnętrznych oraz wewnętrznych kącikach oczu, a następnie pod oczami. Powtórz 2-3 razy.
Pamiętajcie, te ćwiczenia należy wykonywać PO nałożeniu kremu! Dzięki temu tarcie zostaje zminimalizowane i nie naciągamy delikatnej skóry pod oczami. Staram się wykonywać takie ćwiczenia przed snem, kiedy mam czas i uwierzcie mi, one naprawdę relaksują :)!

Wracając do kremu. Dosyć szybko wchłania się przy wklepywaniu, pozostawiając delikatną, nawilżającą warstewkę ochronną. 


Niestety, pod koniec dnia nie było po nim śladu, a skóra znów była sucha. Te 3 próbki starczyły mi na ok. 4 miesiące regularnego używania. W tym czasie nie zauważyłam żadnej poprawy, jeśli chodzi o drobne linie pod oczami, a wręcz pogorszenie sytuacji z uwagi na ekspresywną mimikę twarzy, którą musiałam stosować w tamtym czasie. Kolejna obietnica: krem ma rozjaśniać cienie pod oczami. Tutaj akurat nie mogę niczego jednoznacznie stwierdzić bo generalnie mam to szczęście, że nawet przy braku odpowiedniej ilości snu wyglądam świeżo ^^ Jednak w czasie stosowania kremu miałam bardzo stresującą pracę i spałam po 4-5 godzin dziennie, co niestety zaczęło delikatnie odbijać się na skórze pod oczami i zauważyłam delikatne zasinienie w kącikach. Na ile jednak krem je redukował (i czy w ogóle), tego nie jestem w stanie ocenić bo musiałabym wtedy przerwać jego używanie i zobaczyć, co się stanie. A tego, rzecz jasna, nie zrobiłam. 

Po jego zużyciu bardzo się cieszyłam, że to były tylko próbki - bo jak miałabym zbierać na pełnowymiarowe opakowanie, po czym okazałoby się, że mi nie pasuje to bym się chyba popłakała ;p

Cena/ Pojemność:  
25ml - 324zł (Amazon), 332zł (RoseRoseShop), 347zł (KoreaDepart), 381zł (ebay); 
saszetki 1ml: 10 sztuk - 16zł (RoseRoseShop), 20 sztuk - 36zł (ebay),  30 sztuk - 44zł (ebay), 40 sztuk - 54zł (ebay);
pojemniczki z dozownikiem 3.5ml: 2 sztuki - 42zł (ebay), 5 sztuk - 91zł (ebay).

sobota, 3 stycznia 2015

Kose Sekkisui Perfect UV Milk SPF50/PA++++ [recenzja+skład]

[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się nieznacznie różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Cyclomethicone, Water, Alcohol Denat., Zinc Oxide, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Dimethicone, Isododecane, Polymethylsilsesquioxane, Cetyl Ethylhexanoate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Polysilicone-15, Tocopherol, Coix Lacryma-Jobi Ma-Yuen (Job's Tears) Seed Extract, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, BHT, Disodium EDTA, PEG-9 Polydimethylsiloxyethyl Dimethicone, Sorbitan Sesquiisostearate, Cetyl Dimethicone, Triethoxycaprylylsilane, Fragrance.


Kose Sekkisui Perfect UV Milk to filtr, który wpadł mi po raz pierwszy w oko podczas przeglądania aukcji na Ebay'u. Do kupna zachęcała informacja o wysokim faktorze PA- aż cztery plusy - oraz zawartym w nim ekstrakcie z adlay. Nie byłam jednak na niego do końca zdecydowana, gdyż obawiałam się zapchania i/lub wysypu, więc zakup nie doszedł do skutku.
Jakiś czas potem wybierałam kosmetyki, które miałam dostać od Berdever  i przypomniałam sobie o tym filtrze.  Mając możliwość przetestowania tego produktu za darmo, postanowiłam dać mu szansę. Wkrótce kosmetyk stał już u mnie na półce.

W Japonii linia tychże kosmetyków została wprowadzona na rynek w 2014r. i jest dostępna jedynie w sieciach 7/11. Uwaga - nie mylcie Sekkisui z Sekkisei! Linia Sekkisui jest tańszym, drogeryjnym odpowiednikiem Sekkisei - marki średniopółkowej od Kose, która zbiera pozytywne recenzje. Sekkisui - niekoniecznie.  
Kosmetyk zawiera 2 rodzaje filtrów: fizyczny (tlenek cynku) oraz chemiczne: metoksycynamonian etyloheksylu i, nieco niżej w składzie, Uvinul A Plus. Oprócz tego znajdują się w nim: ekstrakt z ziaren chińskiego jęczmienia perłowego /znanego również jako wspomniany już adlay/, a także olej jojoba. Adlay jest popularnym w Azji składnikiem nie tylko kosmetyków, lecz także potraw. Jest on silnym przeciwutleniaczem (zwalcza wolne rodniki); ponadto wygładza, rozjaśnia skórę i zapobiega jej starzeniu. Olej jojoba z kolei jest popularnym w kosmetyce składnikiem o właściwościach nawilżających, kojących i przeciwzapalnych; hamuje też wydzielanie sebum.
Filtr UV Perfect Milk jest produktem wodo-, sebum- oraz potoodpornym. Według producenta można go spokojnie używać nie tylko w mieście, ale również podczas odpoczynku czy uprawiania sportu na zewnątrz, nad morzem, w górach i gdzie bądź ;)

Produkt kwalifikuje się także jako baza pod makijaż, przedłużając jego trwałość.

Kosmetyk dostajemy w 30ml plastikowym opakowaniu na zakrętkę, którą wystarczy obrócić 2 razy, żeby się zatrzasnęła. Końcówka zwęża się w dziubek z niewielkim otworem.

Przejdźmy zatem do samego kosmetyku. 
Perfect UV Milk pod względem konsystencji jest typowym mleczkiem, lecz w dotyku daje silikonowo-oleiste odczucie. Nie bieli.

Zazwyczaj we wszystkich filtrach, których używałam, jest alkohol  w składzie i nigdy mi to nie przeszkadzało. Tutaj jednak alkohol silnie daje mi nie tylko po nozdrzach,  ale i po oczach ;/ Po prostu nie da się nakładać tego kosmetyku na policzki z otwartymi oczami, do momentu aż alkohol nie wyparuje. W ogóle zapomnijcie o nakładaniu go w pobliżu oczu - podrażni Wam je, zanim minie kilka godzin. 
Sam produkt też dziwnie pachnie. Jest to mocny zapach ale ciężko mi go określić. Pierwsze słowo, jakie mi się nasuwa to "babciny" ;) Albo coś w stylu zapachu starej szafy czy smrodu Chanel No.5 (tak, dla mnie te perfumy śmierdzą starą szafą). Niestety, zapach długo się utrzymuje na skórze. I przyciąga osy. Dzięki temu można było mnie zobaczyć w akcji kilka razy, jak uciekałam przed wyżej wspomnianym cholerstwem, dopóki wreszcie nie wybiło ich zimno ;p
Przez to, że produkt jest wodoodporny, obawiałam się powtórki z "rozrywki", jak w przypadku filtra Nivei. Czyli uczucia oblepionej twarzy przez cały dzień. No i niestety, sytuacja się powtórzyła. 
Wykończenie filtra jest satynowe i pół-matowe, rzekłabym. Na zdjęciu akurat nie udało mi się tego uchwycić bo wygląda, jakby wchłonął się bez śladu :(


Co do hamowania sebum, to sama już się pogubiłam. Zaczęłam używać Sekkisui we wrześniu i mniej więcej do połowy listopada faktycznie, nie tylko ograniczał wydzielanie sebum; sprawdzał się również jako baza pod makijaż, przedłużając trwałość mojego BB kremu. Potem jednak nagle coś się zmieniło i już nie dawał rady, a moja cera zaczyna się obecnie świecić już po 2~3 godzinach od nałożenia. I nie ma znaczenia, że nakładam pod filtr kosmetyki hamujące sebum. Mam wrażenie, że to "wina" zmiany w mojej pielęgnacji, a nie samego kosmetyku. Przecież nagle nie zmienił właściwości ;) Od połowy listopada nie miałam/mam żadnego porządnego lotionu do twarzy, którego mogłabym rano nałożyć na twarz (dopiero kilka dni temu zamówiłam nowy i czekam na paczkę). Wcześniej używałam Hada Labo Kiwamizu i wszystko było ok. Być może to kwestia kaprysów mojej cery. Już raz miałam taką sytuację, że kosmetyk był ok, krzywdy nie robił przez około 2 miesiące - a potem z dnia na dzień zaczął mnie koszmarnie zapychać po każdym użyciu (niczego nowego wtedy nie używałam). Jak wróciłam do niego teraz, po niemalże 8 miesiącach - znowu wszystko ok! Czasem bywa i tak.
Generalnie rzecz biorąc, produkt robi, co ma robić ale nie odpowiadają mi: zapach, drażniąca oczy woń alkoholu i oblepiająco-oleiste uczucie na twarzy, dlatego więcej po niego nie sięgnę.

Gdyby któraś z Was chciała go spróbować, produkt można kupić w sklepie Berdever TU ze zniżką 15% na kod "greentealovex".

Denko maj 2015

Miesiąc maj już minął (co prawda 2 tygodnie temu ale kto tam by się czepiał szczegółów), a zatem pora na kolejne denko. Zebrało się kilka r...