czwartek, 22 stycznia 2015

Shu Uemura Porefinist Anti-Shine Fresh Cleansing Oil [recenzja+skład]

SKŁAD/INCI: Ethylhexyl Palmitate, Isopropyl Myristate, Caprylic/Capric Triglyceride, Polyglyceryl-6 Dicaprate, Dicaprylyl Carbonate, Polyglyceryl-10 Dioleate, Phenoxyethanol, Polybutene, Polyglyceryl-2 Oleate, Dicaprylyl Ether, Tocopherol, Squalane, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Oil, Menthoxypropanediol, Carthamus Tinctorius (Safflower) Oil, Capryloyl Salicylic Acid, Propylene Glycol, Capryloyl Glycine, Sarcosine, Prunus Cerasus (Wild Cherry) Extract, Cinnamomum Zeylanicum (Ceylon Cinnamon) Extract, Prunus Yedoensis (Yoshino Cherry) Leaf Extract, Parfum.

Według azjatyckiego podejścia do pielęgnacji cery porządne oczyszczanie twarzy to absolutna podstawa. Jeśli skóra nie jest dogłębnie oczyszczona, nie będzie wchłaniała dobroczynnych składników z kosmetyków tak dobrze, jakby mogła. Poza tym nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że zalegający brud, pot i sebum powodują zapchanie porów i powstanie zaskórników, co szczególnie łatwo przychodzi osobom z tłustą czy mieszaną cerą.  Przyczynia się to choćby do utraty blasku czy przejrzystości - cera wygląda na zmęczoną i ziemistą. Według cytatu ze strony Shu, którego autorem jest Kakuyasu Uchiide (ich międzynarodowy dyrektor artystyczny), "Oczyszczanie to pierwszy krok do posiadania cery w najlepszym możliwym stanie; jest on niezbędną częścią makijażu" [luźne tłumaczenie]. Panu chodzi o to, że żaden makijaż nie wygląda ładnie, gdy skóra ma powiększone, a co gorsza zapchane, pory - a olej Shu oczywiście ten problem rozwiązuje ;D

W Azji popularna jest technika podwójnego oczyszczania, w której często wykorzystywane są: olej, a następnie pianka. I ja właśnie tych dwóch typów produktów używam :) 
Kilka miesięcy temu miałam okazję rozpocząć testowanie oleju Shu Uemura Porefinist dzięki współpracy z Agą i jej sklepem Berdever. Dzisiejszy post będzie więc niejako podsumowaniem tego czasu - a na końcu ujawnię, co myślę o kosmetyku.



Porefinist jest reklamowany jako lekki, nietłusty olej przeznaczony do cery tłustej (niemalże masło maślane ;p), likwidujący zaskórniki, zmniejszający pory oraz produkcję sebum. Blogger nie pozwala mi znaleźć filmiku reklamującego olej na dostępnej liście, więc wrzucę go "luzem", o tu: https://www.youtube.com/watch?v=xFwxrafdcfo. Olej nadaje się również do skóry wrażliwej (wg producenta). Jest niekomedogenny.

Najbardziej "rozdmuchanym" przez reklamy/blogerki składnikiem oleju jest wyciąg z liści sakury (japońskiej wiśni) ale to nie on gra tu główne skrzypce; poza tym i tak jest niemalże na samym końcu składu. Praktycznie każdy ekstrakt lub składnik o dobroczynnych właściwościach występuje tutaj w ilości poniżej 1%, więc nie ma się czym ekscytować ;) Ale dla porządku wymienię, co jeszcze tu mamy: witaminę E, olej jojoba, olej z krokosza barwierskiego, kwas kapriolowo-salicylowy (LHA), a także ekstrakty z: dzikiej wiśni, cynamonu cejlońskiego oraz wspomnianej już wiśni japońskiej. Dzięki działaniu LHA następuje lepsze wchłanianie substancji aktywnych zawartych w kosmetykach; działa on także przeciwzapalnie i antybakteryjnie, sprzyja więc procesowi gojenia się wyprysków i podrażnień na cerze trądzikowej.
Teraz mała, dodatkowa uwaga na jego temat ;) Na kartoniku jest napisane, że produkt został przebadany okulistycznie. Ok ale.... powiem tak. Nie róbcie tego błędu, co ja  i nie używajcie go do usuwania makijażu oczu!!!   
Ja tak zrobiłam. 
Auć. 
Oczy jeszcze przez tydzień dochodziły do siebie... Ponadto musiałam wypłukiwać resztki oleju wywarem ze świetlika przez cały następny dzień bo podrażniał mi gały ;) No i nie powinny go używać osoby uczulone na aspirynę.

Produkt dostajemy w fajnym, papierowo-plastikowym kartoniku, w 70% z recyklingu (przepraszam, zdjęcia nie ma). Ja wybrałam sobie pojemność 150ml ale jest też dostępny w 450ml butelce.

Opakowanie jest śliczne moim zdaniem :D Bardzo podoba mi się ten odcień różu, nawiązujący zapewne do sakury. Jest ono zrobione z wytrzymałego plastiku. Pompkę można zakręcać, co blokuje przepływ kosmetyku ale wadą jest to, że w podróży może się ona sama przekręcić i produkt się wyleje. Przydałby się klips zabezpieczający, jak w innych olejach. W produkcie za taką cenę powinni się o to postarać. Na początku miałam lekki problem, żeby przyzwyczaić się do odpowiedniej metody nacisku i za każdym razem strumień oleju szybował w tempie światła na drugą stronę łazienki, rozchlapując się o ścianę nad wanną (dobrze, że farba jest wodo- i olejoodporna!). Szybko jednak wypracowałam sobie odpowiednią metodę - najlepiej jest wziąć butelkę do ręki i wolno, ostrożnie nacisnąć, a wtedy spokojnie można sobie nalać odpowiednią ilość w zagłębienie drugiej dłoni. 

Było mi trochę trudno przyzwyczaić się również do konsystencji oleju. Ja bardzo lubię wodniste oleje ale ten jest jeszcze bardziej rzadki, niż FANCL! Z tym jednak też się prędko uporałam, więc już nigdzie nie ścieka ;D Muszę przyznać, że to ideał dla tłustej cery. Potwierdzam, że nie zapycha. No i pięknie pachnie sakurą :))) 

Strzelenie tej foty graniczyło niemalże z cudem ;p
Przejdźmy zatem do relacji z tego, jak olej się spisuje.
No więc upaćkałam się: korektorem Lioele, mega-wszystkoodpornym tuszem Fasio, wodoodpornym eyelinerem Creer Beaute, cieniami Rimmel oraz kremem BB Holika Holika Luminous Silk. Zostawiłam na jakieś 10-15 minut do wyschnięcia.
 
A tu olej wkracza do akcji. Korektor, cienie i BB poległy od razu w pierwszym starciu.

 Ciąg dalszy masakry na kosmetykach. Tusz oraz eyeliner ciągle się opierają.

Następuje moment emulsyfikacji oleju wodą! Czy naszemu bohaterowi uda się pokonać tusz i eyeliner....?

Ta-daaaaaa! Zwycięstwo! :D

Porefinist bardzo dobrze oczyszcza - mimo używania zapychającego filtra, pory były za każdym razem czyste, wymiatał wszystko [przypominam, że ten olej trzeba po wstępnym masażu dokładnie zemulsyfikować wodą i dopiero potem spłukać]. Wizualnie trochę je zmniejsza, mam wrażenie, że przez ostatnie kilka miesięcy generalnie się nieco skurczyły - zaskórników też jest o wiele mniej - ale nie wiem, na ile to zasługa oleju, a na ile innych kosmetyków.  Będąc super-skutecznym jest jednocześnie delikatny dla cery; ma się po nim uczucie jedynie delikatnego ściągnięcia ale nie wysuszenia. Wpływu na wydzielanie sebum nie zauważyłam. Dzięki zawartości kwasu LHA pomaga pozbyć się większości suchych skórek - choć gdy nadchodzi suchy sezon grzewczy, nie do końca je wymiata. 
Jedna mała wada: olej zostawia film po spłukaniu. Mi to jednak nie przeszkadza, gdyż zaraz idzie w ruch pianka, która pozbywa się go bez problemu (i śladu).


Podsumowując, olej mi się bardzo spodobał i wskoczył do top czwórki moich ulubionych olejów, obok FANCL, Shu Uemura Anti/Oxi oraz Cow Mutenka. Jest lekki, porządnie oczyszcza i relaksuje dzięki zapachowi sakury ^^ Do zmycia makijażu oczu i tak zawsze używam Biodermy Sensibio plus delikatniejszych olejów, więc nie przeszkadza mi fakt, że z tym produktem oczy lepiej omijać ;)

Olej można kupić TU w sklepie Berdever.

3 komentarze:

  1. Fajna recenzja :-)
    Odkąd pierwszy raz użyłam olejku do zmywania oczu, był to również ostatni raz XD Nigdy więcej XD Swoja drogą, jakoś wolę te bardziej gęste olejki - w każdym razie z tych które do dziś próbowałam :-) I też oczywiście zmywam potem jeszcze wszystko pianką :-) Teraz będę się zastanawiać na nim ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ^^
      Ja akurat wolę wodniste właśnie, więc do szału doprowadzał mnie DHC ;p Delikatnymi olejkami typu fancl czy cow mutenka spokojnie mogę zmywać tusz ale inne...o nie xD

      Usuń
  2. Lubię olejki, ostatnio przerzuciłam się na Clinique Take the day off, ale chętnie wrócę jeszcze kiedyś do azjatyckich olejków, byle były bez parafiny...Ten zapowiada się ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń

Denko maj 2015

Miesiąc maj już minął (co prawda 2 tygodnie temu ale kto tam by się czepiał szczegółów), a zatem pora na kolejne denko. Zebrało się kilka r...