Jak Wam mija tydzień?
Mi bardzo szybko - mam dużo pracy, a termin oddania gotowego tłumaczenia to 30 września, więc siedzę nad tym dzień i noc >.<
W międzyczasie na osłodę blogowej ciszy mam dla Was kod rabatowy do sklepu Berdever - należącego do Polki mieszkającej w Japonii, prowadzącej również bloga Od Teraz W Japonii.
Kod to: Greentealovex, uprawnia on do 15% zniżki na zakupy.
Miłego tygodnia i do zobaczenia (oczytania? ;p) wkrótce!
czwartek, 25 września 2014
wtorek, 16 września 2014
Shiseido Elixir Superieur Cleansing Foam II [recenzja+skład]
[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się nieznacznie różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Water, Stearic Acid, PEG-8, Myristic Acid, Potassium Hydroxide, Glycerin, Lauric Acid, Alcohol Denat., Butylene Glycol, Glyceryl Stearate (SE), Polyquaternium-7, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Soluble Collagen, Hydrolyzed Elastin, Disodium EDTA, Dipropylene Glycol, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Fragrance.
SKŁAD/INCI: Water, Stearic Acid, PEG-8, Myristic Acid, Potassium Hydroxide, Glycerin, Lauric Acid, Alcohol Denat., Butylene Glycol, Glyceryl Stearate (SE), Polyquaternium-7, Sodium Methyl Cocoyl Taurate, Soluble Collagen, Hydrolyzed Elastin, Disodium EDTA, Dipropylene Glycol, Sodium Benzoate, Phenoxyethanol, Fragrance.
Nie dalej, jak w marcu "upolowałam" na serwisie aukcyjnym Ebay miniaturkę pianki z górnej półki, Shiseido Elixir Superieur za jedyne 9zł! Miniaturka miała 35g i starczyła mi na całe 2.5 miesiąca. To, co bardzo lubię w japońskich piankach, to fakt, że pełnowymiarowy produkt zużywa się dobre kilka miesięcy, są niesamowicie wydajne. Przydała mi się także w podróży, zajmując minimum miejsca w walizce - m.in. dlatego lubię kupować, oprócz normalnych, wersje "travel size", żeby zawsze były pod ręką, jak trzeba gdzieś jechać.
Pianka jest dostępna w dwóch rodzajach: "light" (oznaczona rzymską jedynką) - odświeżająca, do cery tłustej i mieszanej oraz "moist" (oznaczona rzymską dwójką) - nawilżająca, do cery suchej - właśnie ten ostatni będzie bohaterem poniższej recenzji. Nie kierowałam się opisem przy wyborze bo mimo tego, że moja cera się przetłuszcza, wybrałam typ drugi. Ktokolwiek używał choć raz pianek do twarzy, wie, jak wysuszające mogą być - dlatego spośród dwóch dostępnych rodzajów (jeśli takowe są) zawsze wybieram "moist" (ach, ten inglisz w nieszczęsnej japońskiej wersji ;p!). Jedynymi rzeczami wartymi uwagi w składzie są kolagen i elastyna. Wysoko w składzie znajduje się również nawilżająca gliceryna.
Opakowanie pianki jest plastikową, zakręcaną tubką - pełnowymiarowe opakowanie natomiast zamyka się na zatrzask, co jest o wiele wygodniejsze. Łatwo wydobyć z niego produkt, zresztą niewielka ilość wystarczy do wytworzenia piany potrzebnej do umycia całej twarzy.
Jak to z piankami bywa, jest ona gęstej konsystencji - ja zawsze zwilżam dłonie, odwracam jedną z nich spodem do góry, nakładam porcyjkę na środek, nalewam trochę wody z kranu i pocieram je energicznie o siebie, żeby wytworzyć porządną pianę. Tutaj akurat mi nie wyszło ;)
Gdzieś na stronie Shiseido widziałam kiedyś pokazowy filmik, jak sobie taką piankową chmurkę prawidłowo stworzyć i byłam pod ogromnym wrażeniem, co można zrobić bez pomocy siatki!! Gościu z filmiku jest mistrzem :D Niestety, nie umiem go znaleźć, więc pokazu nie będzie ;)
Ogólnie rzecz biorąc, pianka jest bardzo przyjemna w użyciu. Ma delikatny, kwiatowy zapach, świetnie oczyszcza skórę, a co najważniejsze - nie wysusza aż tak bardzo, jak tańsze pianki, których miałam okazję używać. Przyznam szczerze, że w porównaniu z choćby taką Perfect Whip nie widzę kolosalnej różnicy (w końcu to tylko pianka) ale to Elixir Superieur wychodzi w tym porównaniu zdecydowanie na plus. Będę z przyjemnością do niej wracała, jak tylko będę miała okazję!
Pianka jest dostępna w dwóch rodzajach: "light" (oznaczona rzymską jedynką) - odświeżająca, do cery tłustej i mieszanej oraz "moist" (oznaczona rzymską dwójką) - nawilżająca, do cery suchej - właśnie ten ostatni będzie bohaterem poniższej recenzji. Nie kierowałam się opisem przy wyborze bo mimo tego, że moja cera się przetłuszcza, wybrałam typ drugi. Ktokolwiek używał choć raz pianek do twarzy, wie, jak wysuszające mogą być - dlatego spośród dwóch dostępnych rodzajów (jeśli takowe są) zawsze wybieram "moist" (ach, ten inglisz w nieszczęsnej japońskiej wersji ;p!). Jedynymi rzeczami wartymi uwagi w składzie są kolagen i elastyna. Wysoko w składzie znajduje się również nawilżająca gliceryna.
Opakowanie pianki jest plastikową, zakręcaną tubką - pełnowymiarowe opakowanie natomiast zamyka się na zatrzask, co jest o wiele wygodniejsze. Łatwo wydobyć z niego produkt, zresztą niewielka ilość wystarczy do wytworzenia piany potrzebnej do umycia całej twarzy.
Jak to z piankami bywa, jest ona gęstej konsystencji - ja zawsze zwilżam dłonie, odwracam jedną z nich spodem do góry, nakładam porcyjkę na środek, nalewam trochę wody z kranu i pocieram je energicznie o siebie, żeby wytworzyć porządną pianę. Tutaj akurat mi nie wyszło ;)
Gdzieś na stronie Shiseido widziałam kiedyś pokazowy filmik, jak sobie taką piankową chmurkę prawidłowo stworzyć i byłam pod ogromnym wrażeniem, co można zrobić bez pomocy siatki!! Gościu z filmiku jest mistrzem :D Niestety, nie umiem go znaleźć, więc pokazu nie będzie ;)
Ogólnie rzecz biorąc, pianka jest bardzo przyjemna w użyciu. Ma delikatny, kwiatowy zapach, świetnie oczyszcza skórę, a co najważniejsze - nie wysusza aż tak bardzo, jak tańsze pianki, których miałam okazję używać. Przyznam szczerze, że w porównaniu z choćby taką Perfect Whip nie widzę kolosalnej różnicy (w końcu to tylko pianka) ale to Elixir Superieur wychodzi w tym porównaniu zdecydowanie na plus. Będę z przyjemnością do niej wracała, jak tylko będę miała okazję!
Cena/Pojemność:
145g (145ml) -72zł (cena sugerowana przez producenta; rakuten), 100~115zł (ebay1; ebay2)
piątek, 5 września 2014
Kao Essential Damage Care Rich Intensive Repair Hair Mask [recenzja+skład]
[Podany skład dotyczy wersji na rynek japoński. Inne wersje mogą się nieznacznie różnić składem.]
SKŁAD/INCI: Water, Stearyl Alcohol, Dimethicone, Stearoxy Propyl Dimethylamine, Dipropylene Glycol, Lactic Acid, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, C10-40 Isoalkyl Acid, Malic Acid, Honey, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Polyglyceryl-3, PEG-45M, Ceteareth-7, Ceteareth-25, PPG-34 Steareth-3, Hydrogenated Castor Oil Hydroxystearate, Glyceryl Stearate, Dipentaerythrityl Tri-Polyhydroxystearate, Bis-methoxypropylamido Isodocosane, Bis-Isobutyl PEG-15/Amodimethicone Copolymer, Amodimethicone, Caramel, Alcohol Denat., Iron Oxide, Benzyl Alcohol, Fragrance.
Jeśli ktoś się zastanawia, czy omyłkowo nie dałam złego zdjęcia na tytułowe, zapewniam, że nie. Oto nowa wersja szalenie popularnej maski do włosów Kao Essential. Całkiem niedawno, bo w sierpniu 2014, firma odświeżyła większość serii Essential, zmieniając zarówno wygląd opakowań, jak i dłubiąc nieco w składach. Tak więc skład rozpisany powyżej jest tym najnowszym - w sumie nic nowego nie dodali, pomieszali trochę w kolejności i to wszystko. Wiem, bo mam porównanie ze starym na opakowaniu po zużytej masce, które wciąż trzymam ;) Z tego względu recenzja może nie będzie akuratna w 100% ale myślę, że skoro nic nowego nie dodali, to nawet gdybym teraz kupiła nową wersję, rezultat byłby ten sam.
Maski używałam blisko rok, dosyć nieregularnie. Bardziej można to określić jako zmuszanie się do zużycia - już po pierwszym razie wiedziałam, że się nie polubimy :p Generalnie nie darzę sympatią masła shea w kosmetykach, a już szczególnie w tych do włosów. Moje kosmyki są po nim "tępe" w dotyku, matowe, obciążone, sztywne, więc omijam go szerokim łukiem. Ale dopóki produkt do mnie nie dotarł, nie znałam składu (leń, mogłam sprawdzić na stronie -.-) - a tu taka niespodzianka! Trzeba było jednak zużyć, dlatego tak opornie mi to szło. Więcej tego nie zrobię!
Essential Damage Care Rich Intensive Repair Hair Mask zawiera kwas mlekowy, olej z pestek słonecznika, kwas jabłkowy, miód oraz to nieszczęsne masło shea właśnie. W opisie czytamy, że ma robić to, co maska do włosów zazwyczaj powinna, czyli wygładzać kosmyki, naprawiać wszelkie uszkodzenia, nabłyszczać, odżywiać - a to wszystko bez obciążania. Należy stosować po umyciu włosów i uprzednim odciśnięciu ich w ręczniku - nałożyć maskę na 5 min, po czym spłukać. Zaleca się używać jej 2-3 razy w tygodniu.
I tu zahaczyliśmy o rzecz, która mnie lekko konfunduje... Niby jest to maska (konsystencja nie pozostawia wątpliwości), ale na opakowaniu napisane jest 'treatment' - w japońskim przemyśle kosmetycznym jest to taka dziwna hybryda odżywki oraz maski, którą jednak stosuje się po umyciu głowy i nałożeniu/spłukaniu zwykłej odżywki. Jednak instrukcja zaleca trzymanie jej na głowie zbyt krótko, jak na maskę. Ja i tak się do tego nie stosuję bo maska na moich włosach zawsze sobie "siedzi" i działa przez ok. 2~3 godziny. Podobnie rzecz ma się z produktem Tsubaki Damage Care, którego niedawno kupiłam - na opakowaniu 'hair mask', a na stronie 'treatment', chociaż to maska jest. Oprócz tego i tak mają 'treatment' (i odżywkę!) w serii, więc jak to, 2 różne 'treatment'? Ale zwał jak zwał, jest to w każdym razie maska ;)
Wracając do Kao - produkt dostajemy w 200g przezroczystym, plastikowym słoiczku z zakrętką.
Co do konsystencji, to jest ona bardzo gęsta i... bardzo silikonowa. Spotkałam się na jakimś blogu z określeniem "bomba silikonowa" - faktycznie tak jest. Czuć to zarówno na palcach, jak i na włosach po użyciu...
Pachnie za to obłędnie. Miodowo - owocowo.
Tak, jak już wspomniałam - moje włosy po użyciu owszem, były przygładzone - ale na tym kończyła się lista zalet maski. Były zbyt obciążone, matowe, płaskie, a na drugi dzień końcówki były na powrót suche; powyżej z kolei wyglądały jak tłuste strąki. Nie pomagała mi w żaden sposób rozczesać grzywy po myciu. Moje kosmyki w dotyku były jakby powleczone silikonową pastą - zero nawilżenia. Nie szkodziła - ale też nie pomagała. Myślę, że ta maska jest zbyt ciężka na europejskie włosy. Teraz stosuję Tsubaki Damage Care, która niewiarygodnie zmiękcza, nabłyszcza, nie obciąża i w ogóle cud, miód i orzeszki ;), natomiast produkt Kao jest w mojej ocenie totalnym bublem.
Cena/Pojemność: 200g - ok. 22zł (rakuten); 50~58zł (ebay1; ebay2)
SKŁAD/INCI: Water, Stearyl Alcohol, Dimethicone, Stearoxy Propyl Dimethylamine, Dipropylene Glycol, Lactic Acid, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, C10-40 Isoalkyl Acid, Malic Acid, Honey, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Polyglyceryl-3, PEG-45M, Ceteareth-7, Ceteareth-25, PPG-34 Steareth-3, Hydrogenated Castor Oil Hydroxystearate, Glyceryl Stearate, Dipentaerythrityl Tri-Polyhydroxystearate, Bis-methoxypropylamido Isodocosane, Bis-Isobutyl PEG-15/Amodimethicone Copolymer, Amodimethicone, Caramel, Alcohol Denat., Iron Oxide, Benzyl Alcohol, Fragrance.
Jeśli ktoś się zastanawia, czy omyłkowo nie dałam złego zdjęcia na tytułowe, zapewniam, że nie. Oto nowa wersja szalenie popularnej maski do włosów Kao Essential. Całkiem niedawno, bo w sierpniu 2014, firma odświeżyła większość serii Essential, zmieniając zarówno wygląd opakowań, jak i dłubiąc nieco w składach. Tak więc skład rozpisany powyżej jest tym najnowszym - w sumie nic nowego nie dodali, pomieszali trochę w kolejności i to wszystko. Wiem, bo mam porównanie ze starym na opakowaniu po zużytej masce, które wciąż trzymam ;) Z tego względu recenzja może nie będzie akuratna w 100% ale myślę, że skoro nic nowego nie dodali, to nawet gdybym teraz kupiła nową wersję, rezultat byłby ten sam.
Maski używałam blisko rok, dosyć nieregularnie. Bardziej można to określić jako zmuszanie się do zużycia - już po pierwszym razie wiedziałam, że się nie polubimy :p Generalnie nie darzę sympatią masła shea w kosmetykach, a już szczególnie w tych do włosów. Moje kosmyki są po nim "tępe" w dotyku, matowe, obciążone, sztywne, więc omijam go szerokim łukiem. Ale dopóki produkt do mnie nie dotarł, nie znałam składu (leń, mogłam sprawdzić na stronie -.-) - a tu taka niespodzianka! Trzeba było jednak zużyć, dlatego tak opornie mi to szło. Więcej tego nie zrobię!
Essential Damage Care Rich Intensive Repair Hair Mask zawiera kwas mlekowy, olej z pestek słonecznika, kwas jabłkowy, miód oraz to nieszczęsne masło shea właśnie. W opisie czytamy, że ma robić to, co maska do włosów zazwyczaj powinna, czyli wygładzać kosmyki, naprawiać wszelkie uszkodzenia, nabłyszczać, odżywiać - a to wszystko bez obciążania. Należy stosować po umyciu włosów i uprzednim odciśnięciu ich w ręczniku - nałożyć maskę na 5 min, po czym spłukać. Zaleca się używać jej 2-3 razy w tygodniu.
I tu zahaczyliśmy o rzecz, która mnie lekko konfunduje... Niby jest to maska (konsystencja nie pozostawia wątpliwości), ale na opakowaniu napisane jest 'treatment' - w japońskim przemyśle kosmetycznym jest to taka dziwna hybryda odżywki oraz maski, którą jednak stosuje się po umyciu głowy i nałożeniu/spłukaniu zwykłej odżywki. Jednak instrukcja zaleca trzymanie jej na głowie zbyt krótko, jak na maskę. Ja i tak się do tego nie stosuję bo maska na moich włosach zawsze sobie "siedzi" i działa przez ok. 2~3 godziny. Podobnie rzecz ma się z produktem Tsubaki Damage Care, którego niedawno kupiłam - na opakowaniu 'hair mask', a na stronie 'treatment', chociaż to maska jest. Oprócz tego i tak mają 'treatment' (i odżywkę!) w serii, więc jak to, 2 różne 'treatment'? Ale zwał jak zwał, jest to w każdym razie maska ;)
Wracając do Kao - produkt dostajemy w 200g przezroczystym, plastikowym słoiczku z zakrętką.
Nieaktualne już opakowanie. |
Pachnie za to obłędnie. Miodowo - owocowo.
Tak, jak już wspomniałam - moje włosy po użyciu owszem, były przygładzone - ale na tym kończyła się lista zalet maski. Były zbyt obciążone, matowe, płaskie, a na drugi dzień końcówki były na powrót suche; powyżej z kolei wyglądały jak tłuste strąki. Nie pomagała mi w żaden sposób rozczesać grzywy po myciu. Moje kosmyki w dotyku były jakby powleczone silikonową pastą - zero nawilżenia. Nie szkodziła - ale też nie pomagała. Myślę, że ta maska jest zbyt ciężka na europejskie włosy. Teraz stosuję Tsubaki Damage Care, która niewiarygodnie zmiękcza, nabłyszcza, nie obciąża i w ogóle cud, miód i orzeszki ;), natomiast produkt Kao jest w mojej ocenie totalnym bublem.
Cena/Pojemność: 200g - ok. 22zł (rakuten); 50~58zł (ebay1; ebay2)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Denko maj 2015
Miesiąc maj już minął (co prawda 2 tygodnie temu ale kto tam by się czepiał szczegółów), a zatem pora na kolejne denko. Zebrało się kilka r...
-
SKŁAD/INCI: Środek koloryzujący/ Colouring agent: Aktywne składniki/Active ingredients: p-Aminophenol, m-Aminophenol, Toluene-2,5-...
-
SKŁAD/INCI: Facial Freshener: Water, Adansonia Digitata (Baobab) Fruit Extract, Natto Gum, Alcohol, Sodium Hyaluronate, Glycerin, Beta...
-
Zanim przejdę do rzeczy, chciałabym przeprosić za błędy, jakie wkradły się do pierwszej części o nowościach. Chodzi konkretnie o informacje...