Skład/ INCI: Deionised Water, Propylene Glycol, Cycloethoxymethicone, Glycerin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Cyclopentasiloxane, Dimethicone Crosspolymer, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetyl Dimethyloctanoate, Titanium Dioxide, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Dimethicone PEG-8 Laurate, Acetobacter/Saccharomyces/Rice Kernal Ferment, Cupric Chloride, Zinc Chloride, Lithium Chloride, Potassium Oxide, Sodium Oxide, Calcium Oxide, Magnesium Oxide, Molybdenum Chloride, Alumina, Ferric Chloride, Sodium Chloride, 1,2-Hexanediol, Betaine, Methylpropanediol, Allantoin, Sodium Hyaluronate, Camellia Sinensis (Green Tea) Leaf Extract, Ginseng Extract, Angelica Archangelica Root Extract, CI 77891, CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 77288, CI 77007, Mica, Fragrance, Methylisothiazolinone.
Green Tea Nude Cover to dosyć znany krem BB singapurskiej firmy Ginvera - "córki" Bio Essence. Polecany jest do cery przetłuszczającej się, mieszanej, trądzikowej. Obiecuje dobre krycie bez efektu maski, mat oraz regulację wydzielania sebum przez wiele godzin, jak również rozjaśnianie cery i działanie przeciwstarzeniowe.
Krem ten jest dosyć ciemny, ciemniejszy, niż większość popularnych kremów BB i mimo obietnic dopasowania się odcienia raczej nie nadaje się dla osób o jasnej karnacji (na przykład ja - wyglądałam w nim, jak opalona wersja siebie ;) ). W dodatku ma lekko ziemisty ton i na mojej twarzy stworzył idealny "efekt trupa". To wystarczyło, bym pożegnała się z myślą o kupnie pełnowymiarowego produktu.... Oprócz tego niby ma ładny, świeży zapach zielonej herbaty ale ja wyczuwam jakieś metale (nic dziwnego, patrz skład).
Dużym plusem kremu jest to, że dzięki wodnistej konsystencji już cienka warstwa daje dobre krycie, również zaczerwienionych punktów na twarzy - tak więc krem rzeczywiście nie tworzy efektu maski. Nie sposób dostrzec pigmentu, efekt jest naprawdę bardzo naturalny.
Nie zapycha porów, jednak w moim przypadku nie spełnia obietnicy matu przez wiele godzin - już po 4 godzinach musiałam po raz pierwszy użyć bibułki matującej a potem było tylko gorzej ;p Nie podkreśla zmarszczek/ linii, także pod oczami, kolejna ważna zaleta. Nie wymaga poprawek w ciągu dnia.
Zaletą już niestety nie jest to, że Ginvera lekko ciemnieje po ok. 15 minutach, tak więc lepiej trochę odczekać po nałożeniu kremu po raz pierwszy, zanim wyjdziemy z domu - może się potem okazać, że wyglądamy całkiem inaczej, niż przed wyjściem ;p
Jak widać powyżej, po 15 minutach krem bardzo się odcina na tle mojej skóry. |
Konsystencja: wodnista, lejąca
Odcień: ciemny beż z delikatnym szarym podtonem
Krycie: mocne
Efekt: matowy
Zapach: świeży i lekko metaliczny zarazem
Cena: ok.49~68zł
Pojemność: 25ml
Dostępność: polskie sklepy internetowe, ebay.com
Dzięki za zdjęcia :). Widzę, że ten krem jest ciemny, więc zmarnowałabym kasę nawet na próbkę. Rozważałam jego zakup, bo podobno nawet nieźle matuje i w innych recenzjach czytałam, że jest jasny.
OdpowiedzUsuńJa mam cerę jasna, zazwyczaj kupuje kolor waniliowy i ten krem świetnie się u mnie sprawdza. Daje efekt lekko opalonej skóry, jak kremy tonujące, ale ma lepsze krycie. Szczerze mówiąc spodziewałam się, że będzie ciemniejszy xD Więc nie warto się od razu zrażać. Pozdrawiam
UsuńPowiem Ci, że dla mnie był za ciemny, to po pierwsze poza tym, jakiś taki nijaki - czegoś brakowało. Nie był zły, ale miałam zdecydowanie lepsze od niego, dlatego do niego nie wróciłam :-)
OdpowiedzUsuńMnie cały czas kuszą kosmetyki z Ginvery :) A ten krem BB szczególnie, bo nie jest jasny, wydaje mi się, że pasował by do mojej karnacji :)
OdpowiedzUsuńNie mogę nigdzie dostać tego kremu. Czy znasz może jego odpowiednik albo inny zbliżony?
OdpowiedzUsuńHej, niestety nie znam:(
Usuń